czwartek, 24 maja 2012

Sezamki

Któregoś dnia, podczas codziennej "prasówki", trafiłam na komiks Academic Dress Code   - przypomniała mi się wówczas pewna rozmowa z kolegą Bartoszem o bardzo słodkim przezwisku, rozmowa o modzie męskiej na naszym wydziale. Ustaliliśmy wówczas co następuje: niezmiennie w modzie są kolory ziemi i nieba (dżins ;)) i oczywiście uniwersalna czerń, garnitur nie jest mile widziany a garnitur z krawatem to absolutne modowe faux pas. Absolutnym modowym must have jest natomiast sztruksowa marynarka, kolor preferowany - brąz, kolor czarny jest również akceptowalny. Dodam, że jest to moda obowiązująca niezależnie od pory roku, komiks pokazuje również, iż obowiązuje na co najmniej dwóch kontynentach ;-)

Oczywiście, jak wszędzie tak i u nas, były i osoby, które za nic miały wszelkie "trendy", sztruksowe marynary zostawiały w szafie a na wydziale pojawiały się np. w niezniszczalnym fioletowym polarze, śmietankowym garniturze, bądź choćby w zestawach trapersko-militarnych. Był też pewien doktor, któremu imponującej kolekcji koszulek ze śmiesznymi napisami zazdrościli chyba wszyscy - mi szczególnie utkwiła w pamięci koszulka z uroczym hasłem: Everything I know I learned on the street. Sesame Street.

O tym, że uwielbiam sezamki nauczyłam się jednak nie na ulicy Sezamkowej, lecz zapewne na którejś z ulic Novego Sadu. Bałkany bowiem, mimo wszelkich swoich zalet, mają też jedną przeogromną wadę. Otóż.. nie ma tam sezamków! I o ile wcześniej bez problemu mogłam bez sezamków się obyć (lubiłam ale nie do szaleństwa), tak wówczas okazało się, że sezamki są wprost niezastąpione i jak to w ogóle może być, żeby w żadnym sklepie nie było ani jednego sezamka? ;-)
Dziś proponuję przepis na sezamki z przyprawami, chrupiące i słodkie, domowe sezamki z delikatnym aromatem przypraw. Przyprawy podpatrzyłam w książce Taste of Israel, przepis na same sezamki zaś to po prostu stary przepis na makagigi, bardzo zresztą do przepisu na Sesame Bars podobny. Rzecz jasna, tak jak mak można było zamienić na sezam, tak sezam można zamienić na jakiekolwiek orzechy, wtedy to już jednak nie będą sezamki :-)

Sezamki - inspiracja: przepis na Sesame Bars z książki The Taste of Israel: A Mediterranean Fest Avi Ganora i Rona Maiberga oraz przepis na makagigi M. Disslowej:

200 g sezamu (białego i czarnego)
150 g cukru
150 g miodu
1-2 łyżki soku z cytryny
szczypta zmielonych goździków
szczypta świeżo mielonego czarnego pieprzu
mniejsza szczypta cynamonu

Sezam uprażyć na suchej patelni i wymieszać z przyprawami. Z cukru i miodu zrobić nie za ciemny karmel, dodać sok z cytryny, bardzo szybko i dokładnie wymieszać z sezamem, zdjąć z ognia. Masę rozprowadzić na papierze do pieczenia na grubość ok. 5 mm, po lekkim przestudzeniu pokroić i zdjąć z papieru, wystudzić do końca.Pyszne, chrupiące :-)

środa, 16 maja 2012

Z Mazur, z syropem sosnowym

Gdy myślę las, widzę sosny i świerki. Las ciemny, las gęsty, sosnowo-świerkowy mazurski las. Lubię moment, gdy droga na Mazury, wiodąca skądkolwiek, robi się coraz węższa i coraz bardziej kręta, gdy wjeżdża się w mazurski las i robi się coraz ciemniej, jakby chłodniej, rześko. Zabrzmi to pewnie sentymentalnie, ale właśnie wtedy czuję, że jestem już w domu, że jestem u siebie. Coraz bardziej u siebie czuję się już i w południowych, liściastych lasach, las w mojej wyobraźni to jednak właśnie ten mazurski - ciemny, gęsty, sosnowo-świerkowy..

Jadąc na Mazury z Warszawy, w ten gęsty, ciemny las wjeżdża się niemal dokładnie na dawnej granicy Prus Wschodnich*. Kilka chwil później pojawiają się i bauernhofy, charakterystyczne domy z czerwonej cegły, pojawiają się pordzewiałe żeliwne krzyże, Prusy Wschodnie zaczynają się jednak ścianą szpilkowego lasu. Dużo w tych lasach i jałowców (zwanych tu kadykami), dużo jagodowych krzaczków, poziomek, gdzie niegdzie na obrzeżach brzeziny, czarny bez.

Przed czarnym bzem zdejm kapelusz, przed kadykiem pochyl kolano - las to jedno z głównych źródeł strawy dawnych mieszkańców mazurskich ziem - las i jezioro. Darom lasów i jezior kilka rozdziałów świetnej książki Niezapomniana kuchnia Warmii i Mazur poświęciła Małgorzata Jankowska Buttita, sporo w tej książce też informacji na temat dawnych mazurskich deserów. A wśród nich mowa o pszennych plackach. Pszenne placki, czyli po prostu naleśniki, jedzono  w Prusiech głównie na słodko, jako deser - z cukrem, z owocami, z syropami. Z podobnego ciasta pieczono też tzw. wafle czyli gofry - w żeliwnych żelazkach stawianych bezpośrednio na kuchennej płycie - dużo takich żelazek można do dziś znaleźć w starych chałupach i na złomowiskach. Największym łakociem były podobno wafle pieczone na siarze - pierwszym mleku tuż po narodzinach cielaka - taka ciekawostka.

Jakiś czas temu w Szczytnie, w restauracji Mazuriana trafiłam na deser, który ucieszył mnie jak mało które danie - tak, mam w zwyczaju narzekać, że Polska to taki dziwny kraj, gdzie bez problemu można zjeść dania kuchni włoskiej, indyjskiej czy jakiejkolwiek innej, natomiast znalezienie miejsca, gdzie serwuje się tradycyjne  dania polskich kuchni regionalnych graniczy z cudem czyli niemożliwością.  Naleśniki z mazurskim syropem z sosny, bo jeśli mnie pamięć nie myli pod taką nazwą deser ten figuruje w karcie Mazuriany to moim zdaniem doskonała interpretacja mazurskiej tradycji kulinarnej. Mazurska sosna, pszenne placki, od siebie dodaję garstkę mazurskich jagód (w lecie świeże, poza sezonem suszone - mogą być lekko namoczone w rumie**) - prosto i pysznie! A na Mazurach sosna właśnie wypuściła pędy :-)


Pszenne placki z syropem z pędów sosny - inspiracja Mazuriana i Niezapomniana kuchnia Warmii i Mazur:

1/2 szkl. mąki
1 szkl. mleka
2 jajka
1 łyżeczka stopionego masła
1 łyżeczka cukru pudru
szczypta soli
+
syrop z pędów sosny (pozwolę sobie iść na łatwiznę i odesłać do przepisu Basi***)
+
lekko ubita słodka śmietanka
opcjonalnie: garstka jagód 

Przepis jak nie przepis: usmażyć cieniuteńkie placki (naleśniki po prostu :-)), podać z syropem sosnowym i ubitą śmietanką, posypać jagodami. Pachną mazurskim lasem :)

* W miejscowości Opaleniec.
** Połączenie rumu, jagód i szpilkowego aromatu to z kolei pomysł z krakowskiej Cafe-Szafe - jeszcze o tym napiszę :) 
*** Polecam nie tylko przepis, ale i całą notkę Basi, a zwłaszcza pierwszy akapit!

PS. Dodam jeszcze, że takie placki są równie pyszne z syropem mniszkowym, choć może w notce o mazurskiej sośnie nie powinnam? :-)

środa, 9 maja 2012

Pampuchy

Mam kilka takich przepisów, przepisów-hitów, przepisów ulubionych, przepisów doskonałych - przepisów, o których poza tym, że są hitami, że są ulubione i doskonałe, zupełnie nie wiem, co napisać.Czasem zostawiam je na później, czasem coś się w międzyczasie przypomni, jakaś historia, jakiś komentarz, problem pojawia się wtedy, gdy uzbieram takich hitów z 10 i oprócz tego nic.. "Pocieszyła" mnie trochę Dorota, mówiąc: ja oglądam u Ciebie zdjęcia, bo ładne, zerkam na przepis, bo czasem masz coś fajnego, ale tych długich tekstów to nie czytam, po co czytać o jedzeniu? :)

To może raz pójdę na łatwiznę i napiszę tylko tyle, że gdyby nie to, że jednak stale za obiad idealny uważam ziemniaka to pampuchy byłyby moim obiadem ulubionym? To specjał Babci Alinki, taki sobotnio-niedzielny, słodko-drożdżowy, pachnący rodzinnym domem. A może to dom pachnie pampuchami? Dom pachnie drożdżowym, tego jestem pewna, coraz bardziej jestem też pewna, że chodzi jednak nie tyle o drożdżowy placek, co o małe drożdżowe placuszki. A już na pewno wiem, że dom małej dziewczynki, która teraz kocha drożdżowe bardziej niż jakiekolwiek inne wypieki, we wspomnieniach pachnie właśnie drożdżowymi pampuchami.
Pampuchy to małe drożdżowe placuszki, smażone na niewielkiej ilości tłuszczu, wcinane na gorąco, maczane w cukrze, słodkie, pachnące, domowe. Babcia, gdyby się dowiedziała, że proponuję Wam smażyć je z 30 dag mąki, złapałaby się za głowę, ja jednak wiem, że to ilość doskonała na obiad dla 2 przeciętnie głodnych osób, kto zjada  więcej ten sobie pomnoży :)

Pampuchy (przepis Babci Alinki):

300 g mąki
ok. 20 g drożdży
1 szkl. mleka
1 jajko+1 żółtko
sól, cukier
woda (ok. 1/2 szkl.)
1 łyżka stopionego masła
+
cukier kryształ

Z drożdży, mąki i mleka zrobić rozczyn. Połączyć rozczyn z mąką, jajkami, przyprawami, masłem i  mlekiem, w razie potrzeby rozrzedzić ciasto wodą (konsystencja ciasta ma być "plackowa",  powiedzmy, że zbliżona do baby Neli), wyrobić łyżką. Odstawić na chwilę do podrośnięcia, smażyć placki na niewielkiej ilości tłuszczu, odsączyć. Wcinać maczając w cukrze, najlepsze :-)

środa, 2 maja 2012

Do plecaka - z suszonymi warzywami

Na szlakach powyżej schronisk panuje pełnia zimy.
Informacje dodatkowe:
W razie spotkania niedźwiedzia należy wolno i spokojnie oddalić się!
Na polanach tatrzańskich zaczynają kwitnąć krokusy.
Z Komunikatu turystycznego Tatrzańskiego Parku Narodowego, 19.04.2012

Po piętnastu,  po dwudziestu minutach? Wcześniej czy później - można by nawet robić zakłady, kto tym razem pierwszy - ktoś to zawsze powie: O, jak ładnie! Tak, wśród licznych innych zalet Kraków ma i tę, że - cytując Pawła - wystarczy przejechać 20 km na południe i już jest ładnie.

Kilkanaście dni temu na owo południe ruszyliśmy w poszukiwaniu krokusów. Znaleźliśmy, a jakże, nie trzeba było specjalnie długo szukać, tak samo jak nie trzeba było szukać zimy na Grzesiu (sama się znalazła ;-)). Z wycieczki w Tatry poza zdjęciami fioletowych polan i białych szczytów, poza masą pozytywnych wrażeń, przywiozłam pomysł, by napisać czasem co nieco o posiłkach wakacyjnych, o jedzeniu na drogę, o wałówce do plecaka.

Wiadomo, czasem można zjeść w schronisku - w tym temacie nie mogę podarować i nie wspomnieć o najlepszej na świecie jajówie serwowanej jakieś 8-10 lat temu w schronisku Pod Honem w Cisnej - przy dobrych wiatrach (czyt. gdy zamówienia przyjmował chłopak) zamiast jajówy z dwóch jaj z szynką można było wynegocjować taką z trzech na cebulce - lepszej w życiu nie jadłam! Można zjeść w schronisku, można zjeść przy drodze, wałówka na drogę to jednak rzecz niezbędna. Jeżeli wiem, że nie będę nosić jej na plecach, zabrać mogę choćby i całą blachę ciasta, dziś jednak wałówka do zadań specjalnych, wałówka do plecaka.
Wakacje nad wodą kojarzą mi się nieodmiennie z zupką zwaną chińską, nie ma innej opcji - nad jeziorem, nad rzeką, przynajmniej jeden chińczyk być musi, inaczej wyjazd jest nieważny i należy go powtórzyć. Na wycieczce po górach, miejsce chińczyka godnie zająć zaś może tzw. chińczyk domowej roboty, który w zależności od użytych przypraw może stać się i daniem arabskim i daniem hinduskim - każdym. Założenia są dwa: ma być lekko (na plecach ) i sycąco, a do przygotowania potrawy ma wystarczyć porcja wrzątku. Kuskus z suszonymi warzywami doskonale spełnia oba założenia. Patent ów podejrzałam dawno temu u współspaczy w jakimś schronisku i aż żałuję, że to nie mój pomysł :-) Waży to tyle co sam kuskus, syci (żeby nie powiedzieć napycha) na cały dzień, ilość wariantów smakowych ogranicza zaś tylko wyobraźnia. Udanych wycieczek!

 Kuskus z suszonymi warzywami aka Danie błyskawiczne w stylu (tu akurat) bliskowschodnim* - bardzo dużo porcji:

400 g kuskusu
100 g suszonych warzyw (marchew, pietruszka, por, seler, cebula, czosnek)**
garść suszonych pomidorów
2 łyżki oliwy
sól
+
przyprawy, np.
po 1 łyżeczce: kuminu, słodkiej papryki, czarnego pieprzu
po 1/2 łyżeczki: cynamonu, ziaren kolendry, suszonego chili
liść laurowy
kilka ziaren ziela angielskiego
suszona cytryna (loomi)
+
wrzątek
+
4 woreczki "strunowe"

Do oddzielnych torebek strunowych pakujemy: 1 - kuskus i oliwę (kasza szybko oliwę wchłonie), 2 - suszone warzywa, 3 - sól, 4 - zmielone przyprawy (listek i loomi wkładam w całości). Na miejscu wrzucamy do miski/kubka w proporcjach dowolnych, zalewamy wrzątkiem, po kilku minutach pałaszujemy. Z widokiem na polanę krokusów - nie ma sobie równych :-)

*nazwa autorstwa Doroty :-)
**najlepsze pewnie suszone w domu, doskonałe jednak będą również warzywa dostępne w paczkach w każdym markecie  (tzw. liofilizat ekonomiczny ;-)).  Gotowiec zresztą bardziej wpisuje mi się w klimat wycieczkowy niż slow-foodowe domowe jedzenie, którego na co dzień jestem gorliwym fanem :-)

PS. I, by nie być gołosłowną - tatrzańskie krokusy - naprawdę tam są! Dużo słońca na długi weekend Wam życzę :-)