poniedziałek, 25 lipca 2011

Z morelami

Morelowe zaskoczenie nr 1: słowo morela być może ma wiele wspólnego ze słowem 'gorzki'. Morela, podobnie jak niemiecka (austriacka) Marille i chorwacka marelica z jakimś prawdopodobieństwem pochodzi od włoskiego słowa amare - czyli właśnie 'gorzki'. A przecież jest słodka, bardzo? Nawet morelowa pestka gorzkawy naprawdę ma jedynie zapach? Na szczęście istnieje też inna teoria, wedle której nazwa moreli wiele ma wspólnego z łacińską nazwą prunus armeniaca, czyli owocem pochodzącym z Armenii.

Morelowe zaskoczenie nr 2: sprzed dobrych kilku lat i pierwszej wyprawy na Bałkany - niemożliwe, żeby morele były tak wielkie! I tak słodkie! I aż tak soczyste! Tak, najlepsze, najpiękniejsze morele jadłam właśnie na Bałkanach.

Morelowe zaskoczenie nr 3: z tych najlepszych, najpiękniejszych moreli nie robi się w Serbii właściwie nic poza wódką (kaisijevačą) i konfiturą (slatko od kajsija)! Do tej pory nie mogę tego zrozumieć :-)Gdy kilka dni temu postanowiłyśmy z Basią (buru) i Alcią (margot) upiec wspólnie coś z morelami pomyślałam od razu: coś z Austrii! Austria kojarzy mi się z morelami, morele kojarzą mi się z Austrią i cóż - kolejna niespodzianka? Właściwie nie, to wciąż zaskoczenie nr 3 - w morelowym kraju z moreli robi się wódkę i konfiturę - czy to jakaś reguła? No dobrze, są też morelowe knedle, ale wypieków brak (gwoli ścisłości dodam, że szukałyśmy przepisów ze świeżymi morelami)..
Chciałam już piec morelowy strudel (wszak strudel można chyba upiec ze wszystkim?), lenistwo jednak zwyciężyło (ale upiekę ten strudel Basiu, upiekę!) i zrobiłam morelowe brownies - z zachwytu nad połączeniem czekolady z morelami i rozczarowania klasycznym wypiekiem, które czekoladę z morelami łączy (Sacher Torte oczywiście). Nie lubię suchych placków, jeśli czekolada to brownies - no i jest :-)

Basiu, Alciu, czy Wy wiecie, jak ja lubię z Wami piec (nawet z przygodami :-))? :)))

Brownies z morelami (wg przepisu Agnieszki Kręglickiej, WO 20.03.2004):

200 g ciemnej czekolady
4 jajka
150 g cukru
65 g masła
65 g mielonych migdałów
5 moreli
mielone i całe migdały do dekoracji

Czekoladę rozpuszczam z masłem, jajka ubijam z cukrem, łączę obie masy. Dodaję migdały, dokładnie mieszam, wylewam ciasto na blachę (20x20 cm), układam na nim połówki moreli, posypuję migdałami, piekę 15-17 min. w 180'C. Oprószam zmielonymi migdałami. I czekam na kolejne wspólne pieczenie z Dziewczynami, o tak!

P.S. A tym razem do morelowego zespołu dołączyła i Majana - Majanko, dzięki :-)
P.S. 1. Od niemal dwóch tygodni na moim kuchennym stole stoi balon z tegoroczną morelówką - nie jest to najszybsza z nalewek, ale warto, bardzo namawiam :-)

wtorek, 19 lipca 2011

Jagodzianki

Będzie na zimę - odkąd pamiętam Dziadziu książki odkłada na zimę. Dziadziu, który pasjami pochłania książki o drugiej wojnie światowej - kiedyś obowiązkowo nosił po kieszeniach Tygrysy, gdy zaś półki księgarń zapełniły się czym dusza zapragnie przerzucił się raczej na non-fiction - czyta tylko zimowymi wieczorami. Bo lato to nie czas na książki. Gdy tylko słońce zaczyna mocniej przygrzewać Dziadek znika z domu, wraca każdego dnia tuż przed zmierzchem, z wiadrami pełnymi owoców, wraca witany przez Babcię zwyczajowym Ja do tego ręki nie przyłożę, z czego naturalnie nic sobie nie robi i dzień po dniu zwozi kolejne skarby, które Babcia, wbrew obietnicom, przerabia, będzie na zimę - no przecież :-)

Lipiec to jagody. Pierogi z jagodami, jagodowa zupa i jagodzianki - Dziadek zbierał, razem z Babcią wyrabiali ciasto, Babcia nadziewała, lepiła, piekła, wszyscy wcinaliśmy (rola Mamy zaś to pogrozić, że do jagodowych plam ręki nie przyłoży :)). Na babcine jagodzianki czekało się cały rok, a gdy już się pojawiły jadło się je na śniadanie, na obiad, na kolację - Babci bowiem, z mniej niż kilo mąki do dziś piec się nie opłaca..
Jagodzianki Babci Alinki są okrąglutkie, błyszczące, malutkie i składają się przede wszystkim z nadzienia. Ja piekę zdecydowanie cięższe, większe, czasem z kruszonką i nigdy w takich ilościach - powiem może tak: mniej więcej w tym samym czasie, gdy piekłam moje pierwsze tegoroczne jagodzianki, sztuk 8, zadzwoniła Babcia z zaproszeniem na, jakżeby inaczej, jagodzianki - 6 blach po 9 bułeczek! Tak to właśnie wygląda :)
O samym przepisie na drożdżowe ciasto jeszcze kiedyś napiszę, teraz powiem tylko że wyjściowym był właśnie przepis Babci, choć patrząc na proporcje i efekty nikt by się tego raczej nie domyślił :)

Jagodzianki (przepis na 8 bułeczek):

1,5-2 dag drożdży
2 szkl. mąki
0,5 szkl. cukru
2 duże żółtka
0,5 szkl. mleka
0, 25 kostki masła
skórka otarta z jednej cytryny

jagody (po 2 łyżki na bułeczkę)
cukier (1 łyżeczka na bułkę)

1 żółtko
1 łyżeczka mleka

30 g mąki
30 g masła
15 g mąki cukru

Drożdże rozczyniam z łyżką mąki i odrobiną mleka, odstawiam w ciepłe miejsce. Masło rozpuszczam w pozostałym mleku, żółtka ucieram z cukrem na kogel-mogel. Gdy drożdże ruszą dodaję mąkę, kogel-mogel, cytrynową skórkę, mieszam, dodaję mleko z masłem, mieszam, dokładnie wyrabiam gładkie, elastyczne ciasto, odstawiam do wyrośnięcia (na ok.1 h).
Z mąki, masła i cukru przygotowuję kruszonkę, jagody płuczę, osuszam. Wyrośnięte ciasto dzielę na 8 części, każdą część rozpłaszczam na dłoni na płaski placuszek, napełniam 2 łyżkami jagód i posypuję łyżeczką cukru, dobrze sklejam, odkładam na blachę zlepioną stroną w dół. Odstawiam bułeczki na ok. 1/2 h, każdą smaruję żółtkiem rozbełtanym z łyżką mleka, posypuję kruszonką, piekę na złoto w 180'C (ok. 20 min.). Lato :-)

czwartek, 14 lipca 2011

Porzeczkówka

Podczas spaceru (...) można zauważyć jak wysoki poziom wody jest w Domowym dużym. Drzewa, które rok temu rosły na lądzie teraz stoją w toni, potworzyły się lokalne zatoczki. Taka miejscowa katastrofa dotknęła jedyny na tym obszarze kącik użytkowany przez miłośników biesiad pod chmurką. Mogli tam oni spokojnie trącać wiadome napoje, ale oto skończyło się. Ustronne miejsce zalała woda całkowicie pozbawiona procentów, więc teraz jest tu cicho i spokojnie.
Kronika prowincjonalna, [w:] "Kurek Mazurski", 27/2011.

Miejscowa prasa donosi też o gołębiach, które latając na działkami, ku niezadowoleniu mieszkańców, brudzą na czereśnie - wieści z prowincji leniwe jak lipcowe popołudnie, jak lato - lato, które zaczęło się fantastycznym weekendem w strugach deszczu i z temperaturą zgoła nie lipcową (co tam jednak pogoda, gdy humory dopisują :-) ), lato, które jakby nie mogło się zdecydować - raz deszczowe, raz upalne i słoneczne, teraz już zdecydowanie słoneczne.

Lato sprawia, że najlepsze placki, wyszukane dania idą w odstawkę dla kilku chwil na słońcu, dla kilku chwil z najpiękniejszą książką o lecie, o kuchni, dla spacerów w wieczornym chłodzie, leniwych pogaduszek. Przyszło lato i przyszły letnie obiady, gotuję tylko troszkę, piekę jeszcze mniej. Młode ziemniaczki z koprem i zsiadłym mlekiem, pomidory ze śmietaną i cebulką, babcina zupa z jagód to dla mnie kwintesencja lata, polskiej letniej kuchni.

No i porzeczkówka. Porzeczkówka 2010 zadebiutowała na równie wesołym co deszczowym Roztoczu, teraz zaś, gdy słońce, nastawiam porzeczkówkę 2011 - lato..
:-)Porzeczkówkę robię tak jak każdą nalewkę na owocach - doskonale dojrzałe, najpiękniejsze owoce zalewam 70% alkoholem, powstały nalew łączę z syropem cukrowym, który otrzymuję zasypując owoce cukrem (szczegóły poniżej), część nalewki łączę z listkówką, o której pisałam rok temu przy okazji prowadzonych wraz z Basią Nalewkowych Warsztatów. I najważniejsze - nalewkę odstawiam w ciemne miejsce na minimum rok, najlepiej dwa - wtedy jest wspaniała!

Porzeczkówka (smorodinówka):

1 kg przebranych i odszypułkowanych owoców czarnej porzeczki
1 l akoholu 70% (0,5 l spirytusu + 0,5 l wódki 40%)
300 g cukru
50 ml listkówki

Owoce zalewam alkoholem, odstawiam w nasłonecznione miejsce na 2 tygodnie. Po tym czasie znad owoców zlewam alkohol, owoce zasypuję cukrem, odstawiam na kolejnych 7-10 dni, codziennie mieszam. Łączę oba nalewy. Połowę nalewki łączę z listkówką, chowam w ciemne miejsce na rok, dwa, trzy.. Nie ma lata bez porzeczkówki!

A jakie są Wasze letnie smaki? :-)