środa, 31 marca 2010

Wielkanoc tuż tuż i surówka z mango

Na wielkanocnym stole u wojewody księcia Jana Pawła Sapiehy w Debreczynie (XVIIw.)..

..na środku samym był baranek z marcypanu, wyobrażający Agnus Dei z chorągiewką, calutki z pistacjami (...). Stało 4 przeogromnych dzików, tyle ile części roku. Każdy dzik miał w sobie wieprzowinę, alias: szynki, kiełbasy, prosientka. Stało tandem 12 jeleni, także cało pieczonych (...), nadziewane były rozmaitą zwierzyną, alias zajęcami, cietrzewiami, pardwami. Te jelenie wyrażały 12 miesięcy. Na około były ciasta sążniste, tyle ile tygodni w roku to jest 52, całe cudne placki, mazury, żmujdzkie pierogi, wszystko wysadzane bakaliją. Za niemi 365 babek, to jest tyle ile dni w roku. Każde było adorowane inskrypcjami, floresami, aż niejeden tylko czytał, nie jadł. Co zaś do bibendy: było 4 puchary exemplum czterech pór roku, napełnione winem jeszcze za króla Stefana. Tandem 12 konewek srebrnych, z winem po królu Zygmuncie. Te konewki exemplum 12 miesięcy. Tandem 52 baryłek srebrnych in gratiam 52 tygodni, było w nich wino cypryjskie, hiszpańskie i włoskie. Dalej 365 gąsiorów z winem węgierskim, alias tyle gąsiorów ile dni w roku (...), a dla czeladzi dworskiej 87460 kwart miodu robionego w Berezie, to jest tyle ile godzin w roku.
Łukasz Gołębiowski, Lud 1830

Istne szaleństwo :-) Wielkanoc już jednak tuż tuż, przygotowania (choć nieco skromniejsze ;-)) czas zacząć, więc: formy na baby przygotowane, rodzynki od poniedziałku moczą się w rumie, masa pomarańczowa do mazurka (nie bez przygód) usmażona, jutro do miodu trójniaka wskoczą suszone śliwki i już za chwilę zacznie się zagniatanie, wyrastanie, pieczenie - a na przedświąteczny czas - może surówka?1 mango*
roszponka
sok z 1/2 limonki
mała garść orzechów włoskich
pół łyżeczki startego imbiru
1-2 oliwy
świeżo zmielony pieprz, sól
Mango obrać i pokroić, roszponkę skropić winegretem przygotowanym z soku z limonki i oliwy, dodać imbir, posolić, popieprzyć, dodać mango i orzechy, zjeść ze smakiem.
Smacznego!
* Z zasady nie jadam, ale utopione w limonkowym soku, mam wrażenie, traci trochę ogórkowy zapach i raz do roku można spróbować :-)

sobota, 27 marca 2010

Serowe kulki z sezamem

Ławka stoi w słońcu, cienie się przesuwają i jest trochę tak, jakby to była powolna podróż.
Andrzej Stasiuk, Opowieści galicyjskie

Serowe kulki, a do kulek sos z bułgarską przyprawą - trochę tak, jakby to była podróż.. Czemu nie?

A więc czubrica - typowa chyba przede wszystkim właśnie dla Bułgarii, ale popularna na całych Bałkanach przyprawa idealnie pasuje do białego sera, jogurtu, czyli i do kruchych kuleczek z owczego sera - jak znalazł. Czubrica (чубрица) to przede wszystkim bułgarska nazwa rośliny Satureja montana czyli cząbru górskiego*, należącej do tej samej rodziny (jasnotowatych) co majeranek, szałwia, hyzop, tymianek czy oregano. Nazwa ta stosowana jest też dla mieszanek przypraw, których głównym składnikiem jest właśnie ów cząber, a oprócz niego w ich skład wchodzą sól morska, pietruszka, majeranek i co tam jeszcze fantazja mieszającego podpowie - to czubrica zielona, łagodniejsza, w skład czubricy czerwonej wchodzi dodatkowo czuszka.
Łacińska nazwa** pochodząca od słowa satureia 'ciemny' (i co za tym idzie wywodzące się od niej: czeska saturejka, francuska sarriette czy angielska savory) , ma prawdopodobnie wspólny rdzeń z hebrajskim za'atar, tureckim sater i arabskim az-za'tar, których używa się na określenie przypraw zawierających inne jasnotowate - taka ciekawostka.
Na Bałkanach czubrica - mieszanka dostępna jest często pod nazwą trpezna čubrica (czubrica stołowa) bądź jako šarena sol czyli kolorowa sól (a tu filmik - jak zrobić z kolorowej soli funkcjonalną (bo jadalną) ozdobę każdej kuchni ;)).

No to zapraszam na kulki (z czubricą, rzecz jasna ;))!Kulki:
150 g białego sera owczego
150 g masła
250 g mąki
3 łyżki oliwy
żółtko
sezam
Sos:
jogurt
zielona czubrica
Ser rozdrobnić, wymieszać z masłem na gładką masę, dodać mąkę, 2 łyżki oliwy i zagnieść jak kruche ciasto. Uformować kulki wielkości orzecha włoskiego. Żółtko rozbełtać z łyżką oliwy, posmarować kulki i obtoczyć je w sezamie. Piec ok. 20 min. w 200'C. Podawać z jogurtem wymieszanym z łyżką czubricy.
Smacznego!* W mieszankach sprzedawanych w supermarketach często spotkać można cząber ogrodowy (Satureja hortensis)..
**Nazwa polska ma z pewnością rdzeń wspólny z bułgarskim, oznaczający wg jednych teorii roślinę silnie wonną, wg innych pochodzący od greckiego θυμάρι [thimari] - tymianek..
***Przepis na kulki z książki Jogurt, mleko i twarożek.
A tu jeszcze spora garść informacji o cząbrze (i innych ziółkach) - polecam :-)

wtorek, 23 marca 2010

Sorbet na powitanie wiosny

Od niedzieli mamy wiosnę - czemu by z tej okazji nie przygotować lodów? O tej porze roku smakują najlepiej! Lody latem są takie oczywiste.. ;-)
Więc sorbet. W ostatnich WO Marta Gessler pisze, że pierwszy sorbet zrobił cesarz Neron mieszając śnieg z miodem i winem. Tym razem cieszę się niesamowicie, że - z braku surowca - nie mogę wypróbować tej ciekawej, jakby nie było, metody - swój sorbet przygotowałam wypróbowanym już wielokrotnie sposobem, który, podobnie jak ów antyczny, nie wymaga użycia maszynki do lodów ani innych skomplikowanych urządzeń, ma jednak tę przewagę, że nie jest uzależniony od dostępności sezonowo (na szczęście!) występującego śniegu ;)
Zapraszam więc dziś na sorbet cytrynowy i pięknej, pogodnej wiosny wszystkim życzę :-)))
4 cytryny
200 ml wody
180 g cukru
Jedną cytrynę porządnie wyszorować i sparzyć, obrać cienko skórkę. Z wody i cukru zagotować syrop, do wrzącego dodać skórkę cytrynową, gotować jeszcze ok. 5 min. Wyjąć skórki i odstawić syrop do ostudzenia. Z cytryn wycisnąć sok, wymieszać dokładnie z zimnym syropem, można dodać odrobinę alkoholu, drobno posiekaną miętę, lub startą skórkę z cytryny/limonki. Wstawić do zamrażarki w otwartym pojemniku, po ok. 1,5 h dokładnie przemieszać łyżką aby nie dopuścić do utworzenia kryształków lodu. Mieszać jeszcze kilka razy w trakcie mrożenia. Przed podaniem na kilka - kilkanaście minut wstawić do lodówki, by deser trochę rozmarzł. Można polać alkoholem, miodem lub ulubionym sosem.
Smacznego!

sobota, 20 marca 2010

Sałatki owocowe dwie

Pamiętacie Złote myśli*? Zeszyty z tysiącem pytań, do których wpisywała się cała klasa, z kartkami zaklejanymi w kopertę, żeby nikt niepożądany nie przeczytał jakże tajnych odpowiedzi? Kim chcesz zostać w przyszłości? Kogo najbardziej lubisz? Ulubiony kolor? Ulubiony film? Ulubione zwierzę? Szczerze mówiąc, zupełnie nie przypominam sobie czy sama miałam taki zeszyt, wpisywałam się jednak na pewno do wielu i zawsze miałam problem z odpowiedzią na pytania o ulubione.. Zdecydowanie łatwiej było powiedzieć - czego nie lubię, ulubionych zawsze jest tak dużo.. Tak samo byłoby teraz z odpowiedzią na pytanie o ulubiony deser.. Kawałek placka drożdżowego posmarowany masłem? Sorbet cytrynowy? Biszkopt z poziomkami Cioci Karolci? A może sernik?
Macerowane w czymś dobrym owoce znajdą się jednak na pewno na wysokiej pozycji listy ulubionych :-) Owoce mogą być dowolne, najważniejsze jest bowiem owo coś dobrego, co składa się zazwyczaj z 3-5-7** składników, w tym z czegoś słodkiego, czegoś pikantnego, czegoś alkoholowego, czegoś bardzo aromatycznego i czegoś orzeźwiającego - owoce w takim sosie wstawiamy na parę godzin do lodówki i już! Niebo w gębie!
A jaki jest Wasz ulubiony deser?

Sałatka I:
1 mango
1 świeży orzech kokosowy***
2 banany
sos:
3 łyżki jasnego miodu (u mnie ulubiony malinowy)
3 łyżki soku z grapefruita
2 łyżki ciemnego rumu
róża (1/2 łyżeczki alb i mniej wody różanej lub - lepiej - 1 łyżka konfitury z róży)
1/4-1/2 łyżeczki utartych w moździerzu ziaren kardamonu
czarny pieprz
listki świeżej miętySałatka II:
winogrona ciemne
winogrona jasne
mandarynka
sos:
2 łyżki jasnego miodu
3 łyżki soku z jagód
2 łyżki soku z limonki
1,5 łyżki żubrówki
1/2 łyżeczki suszonego imbiru lub świeżo zmielony pieprz (ja wolę z pieprzem)*Zwane w niektórych regionach Pele-mele..
** Obawiałam się kiedyś, że to może początek jakiejś nerwicy natręctw, badania naukowe potwierdzają jednak podobno, że większość ludzi czuje się lepiej w otoczeniu liczb nieparzystych, uff :-)
*** Jeśli nie urodziliśmy się zwinną małpką, która umiejętność rozbijania orzechów kokosowych kamieniem wyssała z mlekiem mamy-małpki to polecam, zanim chwycimy za młotek, podgrzać trochę kokosa w piekarniku - będzie łatwiej!

wtorek, 16 marca 2010

Banoffi czyli ulubiony bananowiec Magdy S.

ja: Hej, wiem jak zrobić to ciasto, co Ci tak smakuje :-)
M.: Bananowiec?
ja: Mhm, chcesz przepis?
M.: Zrobiłabyś lepiej to ciasto, przepisem się nie najem..

Czy można odmówić? :D

Banoffi to jeden z tych deserów, których historia jest dokładnie opisana. Jego autorami są Ian Dowding i Nigel Mackenzie z restauracji The Hungry Monk (Jevington, East Sussex), którzy w 1972 roku stworzyli deser składający się z czterech warstw - kruchego ciasta, słodkiego toffi, bitej śmietany i bananów. Pudding ten to nic innego jak modyfikacja amerykańskiego Blum's Coffee Toffee Pie, z którego zabrano kawę a dodano warstwę bananów - jak pisze sam Dowding: nikt nigdy nie wynalazł żadnego dania - dania tylko ewoluują. Deser ten, mimo swojej prostoty (a może właśnie dzięki niej?) zrobił niezwykłą karierę - pojawiło się wiele wariacji na jego temat, produkuje się lody o smaku banoffi, słodycze, przepis oryginalny natomiast znajduje się w książkach The Deeper Secrets of the Hungry Monk (1974) i In Heaven with the Hungry Monk (1997). Bez problemu znaleźć go można również w sieci - na stronie Iana Dowdinga (tu), który zdecydował się na taką formę publikacji, bo, jak przyznaje - w odniesieniu do swojego przepisu jest bardzo pedantyczny, ponieważ - nawet jego zwierzęta nie cierpią spodów z ciastek i tej wstrętnej śmietany w aerozolu. Mądre zwierzęta ;-)
Tym razem nie napiszę, że deser ten jest wspaniały, wyśmienity i że każdemu serdecznie polecam - sama szczerze mówiąc nie jestem jego wielkim fanem.. Jeśli jednak lubicie słodkości słodkie maksymalnie (ekstremalnie wręcz) - banoffi na pewno Was nie zawiedzie - znam takich, którym trudno poprzestać na jednej porcji :-)Spód*:
150 g herbatników (najlepiej pełnoziarnistych)
80 g masła
Banany:
2 banany
podprażone i pokruszone orzechy włoskie i płatki migdałowe (w oryginalnym przepisie bez bakalii)
Toffi:
1 puszka słodzonego mleka skondensowanego
Bita śmietana:
250 ml śmietany kremówki
8-10 g żelatyny
1/4 szklanki wody
1,5 łyżki cukru pudru
Do posypania:
gorzkie kakao
Herbatniki zmielić, połączyć masłem, zagnieść jak kruche ciasto - wyłożyć nim spód tortownicy bądź - jak u mnie - rozwałkować i wyciąć dwa krążki, piec 12-14 min. w 180'C. Banany pokroić, częściowo rozgnieść widelcem, dodać orzechy, ewentualnie sok z cytryny. Zamkniętą puszkę mleka skondensowanego gotować przez ok. 2 h (przez cały czas gotowania musi być całkowicie zanurzona w wodzie - inaczej wybuchnie - podobno..). Śmietanę ubić, pod koniec ubijania dodać cukier i rozpuszczoną w wodzie żelatynę. Na wystudzony spód wyłożyć banany, warstwę toffi oraz bitą śmietanę - schłodzić (najlepiej przez noc) w lodówce. Przed podaniem wierzch posypać gorzkim kakao.
Smacznego!*Podobnie jak zwierzęta Dowdinga nie lubię ciasteczkowych spodów, ale ciasto było dla M., która je uwielbia ;-)
** Ilości składników podaję na dwie niewielkie porcje (8 cm średnicy) - takie jak na zdjęciu.

piątek, 12 marca 2010

Suflet z jagodami i żubrówką

Dzisiejszy wpis dedykuję zbierającym borówki mieszkańcom Małopolski, a także wszystkim, którzy lubią tropić kulinarno-językowe ciekawostki i tym samym dorzucam (a raczej słowniki dorzucają ;-)) swój kamyczek do jagodowo-borówkowego ogródka:

Czechy: borůvka - Vaccinium myrtillus, brusinka - Vaccinum vitis-idaea
Słowacja: čučoriedka - V. myrtillus, brusnica - V. vitis-idaea

Serbia, Chorwacja, Bośnia, CG - borovnica - V. myrtillus, brusnica - V. vitis-idaea (i żeby było ciekawiej: jagoda - Fragaria ×ananassa Duchesne czyli.. truskawka)
Słowenia - borovnica - V. myrtillus, brusnica - V. vitis-idaea
Bułgaria - cинята боровинка (sinjata borovinka) - V. myrtillus, червена боровинка (červena borovinka) - V. vittis-idaea
Macedonia - borovinka - V. myrtillus

Rosja - черника (černika) - V. myrtillus, брусникa (brusnika) - V. vitis-idaea
Białoruś -чарні́цы (čarnicy) - V. myrtillus, брусьні́цы (brusnicy) - V. vitis-idaea
Ukraina - чoрниця (čarnica) - V. myrtillus, брусниця (brusnica) - V. vitis-idaea

Jeśliby więc ufać zasadzie, że racja leży po stronie większości to deser dzisiejszy powinnam nazwać sufletem borówkowym - jako że jednak zdecydowanie bardziej przekonuje mnie twierdzenie, że urok świata leży w różnorodności, proponuję darować sobie przyznawanie racji komukolwiek, mówić i gotować tak jak lubimy i cieszyć się z poznawania świata (również tego kulinarnego) w całej jego rozmaitości :) A wszystkich, którzy dobrnęli do tego miejsca serdecznie zapraszam na deser, którego nie zawaham się nazwać (w jakimkolwiek narzeczu ;-)) - fantastycznym!150 ml mleka
50 g masła
50 g cukru pudru
20 g mąki
3 żółtka
3 białka
1 kieliszek żubrówki
syrop z jagód/borówek/czernic (z mrożonych w sam raz!)
ewentualnie: skórka otarta z jednej cytryny
Mąkę przesiać, mleko zagotować, rozetrzeć masło i utrzeć je z 30 g cukru. Pod koniec ucierania dodać przesianą mąkę. Energicznie mieszając połączyć z wrzącym mlekiem i, cały czas mieszając, gotować do zgęstnienia masy (ok. 1 min.). Białka ubić na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodać 20 g cukru. Masę mleczną zestawić z palnika, trochę przestudzić i dokładnie mieszając po dodaniu każdego składnika, dodawać kolejno żubrówkę, żołtka oraz pianę z białek (i ewentualnie skórkę). Napełnić masą 2 lub 3* natłuszczone i wysypane cukrem pudrem foremki sufletowe, piec w kąpieli wodnej przez ok. 40 min. (piekarnik nagrzany do 200'C). Po upieczeniu polać syropem z jagód, udekorować owocami.
Smacznego!*Dwie małe lub trzy wielkie porcje, u mnie były dwie i trochę popękały z tej wielkości, ale suflet jest tak fantastycznie delikatny, puszysty i pyszny po prostu, że żadne pęknięcia nie przeszkadzają..
**Przepis z inspiracji pomysłem Robcia Makłowicza na dodanie żubrówki do sufleta, przepisem Pierra Herme na suflet, a jagody - po prostu bardzo lubię :-)))

poniedziałek, 8 marca 2010

Tarta gruszkowa z migdałami

Jeżeli miałabym wybierać gdzie, ze względu na kuchnię, chciałabym choć trochę pomieszkać, bez wahania wybrałabym pogranicze Włoch i Bliskiego Wschodu. Pytanie tylko gdzie takie pogranicze miałoby się sytuować na mapie..?
No to dziś po włosku - a nad bliskowschodnim akcentem pomyślę przygotowując tę tartę następnym razem (tarta smakuje wybornie, więc ów następny raz jest wielce prawdopodobny ;-) ).
Polecam :-)
Ciasto* (idealne!):
250 g mąki
1 jajko
150 g masła
1 niepełna łyżeczka soli
szczypta cukru
1 łyżka zimnego mleka
Nadzienie:
4 gruszki (dość twarde, dobre będą takie zielone, długie jak te na zdjęciu**)
250 ml wina
woda
30 g mielonych migdałów (dodałam więcej)
1 łyżka grappy gruszkowej (nie miałam, dałam żubrówkę)
50 g cukru
1 łyżka mleka
2 jajka
Z masła, mąki, jajka, cukru i soli zagnieść wstępnie ciasto (na "piasek"), dodać łyżkę zimnego mleka, połączyć, w kilku ruchach wyrobić, odłożyć do lodówki. Po ok. 1 h rozwałkować ciasto na ok. 3 mm, przełożyć do natłuszczonej formy na tartę, wstawić do lodówki na min. 20 min. Gruszki obrać, usunąć pestki i ogonki, przekroić wzdłuż na połówki. Włożyć do rondelka, zalać winem i wodą, tak aby płyn dokładnie przykrywał owoce. Doprowadzić do wrzenia, gotować na wolnym ogniu ok. 15 min. Piekarnik nagrzać do 190'C. Ciasto nakłuć widelcem, przykryć papierem z fasolkami, piec 20 min. W tym czasie przygotować masę migdałową: jajka delikatnie ubić, dodać cukier, alkohol, mleko i migdały, wymieszać. Temp. piekarnika obniżyć do 170'C, z ciasta zdjąć papier z fasolkami, piec jeszcze 10 min. Wyjąć ciasto, pokroić gruszki na cienkie plasterki, ułożyć promieniście na cieście i zalać masą jajeczno-migdałową. Piec ok. 30 min.
Smacznego!
*Przepis na ciasto M. Roux, przepis na nadzienie z książki Ciasta i placki kuchni włoskiej. Sposób pieczenia taki, jak proponuje M. Roux, jeśli mamy piekarnik, który mocniej piecze z jednej strony, nie zapominamy przekręcić ciasta w połowie pieczenia, bo wychodzi to, co widać na zdjęciu poniżej ;-)
P.S. Zapraszam dziś na II część Nalewkowych Warsztatów do Basi-buruuberii, u której znajdziecie bardzo szczegółowe informacje, co zrobić z otrzymanym nalewem, jak filtrować, sączyć - poprawiamy trochę pana Fiodoruka ;-) A jeśli nawet nie zamierzacie nastawiać czekoladówki, biegnijcie koniecznie obejrzeć fantastyczne zdjęcia Basi (po ich obejrzeniu pewnie się jednak skusicie i na nalewkę :-) ))

sobota, 6 marca 2010

Čaj od nane

Pisząc jakiś czas temu notkę o bureku postanowiłam (pewnie po trosze na fali tęsknoty za upalnym latem.. ;-) ) zamieszczać tu co jakiś czas kolejne odcinki czegoś w rodzaju subiektywnego "przewodnika" po kulinarnych Bałkanach (a może raczej po, w pewnien sposób bliskich mi, Serbii i Bośni). Piszę przewodnik w cudzysłowie ponieważ daleko mi do eksperta, mam jednak nadzieję, że może znajdzie się ktoś, kto będzie miał ochotę poczytać o tym, wbrew chyba popularnej opinii, całkiem przyjaznym i bardzo ciekawym (również pod względem kulinariów), swojsko-egzotycznym kawałku Ziemi i wypróbować kilka receptów :-)
Więc dziś o herbacie. Jest bowiem herbata wielkim zaskoczeniem dla osób przyjeżdżających na tamte tereny. W kartach większości lokali oczywiście znajduje się čaj, czyli herbata właśnie, małe jest jednak prawdopodobieństwo, że zamawiając ów čaj, otrzymamy to czego się spodziewamy, czyli zwykłą czarną/zieloną/czerwoną herbatę. Zazwyczaj otrzymamy.. ziółka. O szczęściu możemy mówić jeżeli w naszym kubeczku pojawi się nana (mięta) bądź žalfija/kadulja (szałwia - to rzadziej), może być bowiem i tak, że zamawiając herbatę dostaniemy kamilicę czyli.. rumianek (jak dla mnie nie do wypicia, no a przynajmniej nie do delektowania się ;) ). Powiem jednak, że można przywyknąć, a nawet polubić - zwłaszcza na bardzo słodko (taki miętowy ulepek to chyba jedyny mocno słodki ciepły napój, który lubię). Herbata czarna natomiast, oczywiście - jest dostępna, traktuje się ją jednak jako dość ohydne.. lekarstwo na problemy żołądkowe ;-) W bardziej turystycznych miejscach możemy ją bez problemu dostać i w kaficiach, należy jednak wyraźnie to zaznaczyć przy składaniu zamówienia i nie dziwić się jeśli spotkamy się ze szczerym współczuciem - w końcu skoro chcemy to pić to pewnie nam coś dolega (albo mamy baaardzo dziwny gust, czego też należy współczuć ;-)).
Zapraszam więc na słodki čaj od nane, do którego wtrącam swoje trzy grosze w postaci konfitury z pigwy - pycha!

garść świeżej mięty
łyżka albo i więcej cukru (najlepiej trzcinowego)
konfitura z pigwy
Liście mięty lekko rozgnieść w moździerzu, wrzucić do wrzącej wody i zaparzyć herbatę (można chwilę razem pogotować). Dodać cukier i konfiturę z pigwy.
Smacznego!

poniedziałek, 1 marca 2010

Nalewka czekoladowa czyli Nalewkowych Warsztatów cz. 1.

Uff, myślałam, że już dziś z tą notką nie zdążę, ale udało się więc na razie szybko, krótko i na temat - ale historia będzie miała swój ciąg dalszy, po który, za jakiś czas zapraszam do Basi-buruuberii :-)
No więc: zaczęło się od hmm.. chyba od tego, że Oczko zapytała, jak filtrować syrop korzenny.. Do rozmowy włączyła się Basia i tak, od słowa do słowa (od komentarza do komentarza ;-)), okazało się, że obie mamy chęć na zimową nalewkę.. Nalewka miała być czekoladowa i (koniecznie!) klarowna - i o ile to pierwsze nie było problemem, przepisów na takowe jest przecież niemało, to punkt drugi okazał się już nieco bardziej problematyczny (zwłaszcza, że większość przepisów, które znalazłyśmy przewidywało dodatek mało klarownego w końcu mleka).. Z pomocą przyszedł pan Fiedoruk, który w swojej nalewkowej książce zamieścił przepis na nalewkę czekoladową przygotowaną z.. kakao :-) Przepis ten przewidywał etap klarowania więc decyzja nie mogła być inna - robimy! Dziś zamieszczam spis składników i przepis, a ciągu dalszego, jak już napisałam, wypatrujcie niedługo u Basi :) Oczywiście, nie muszę dodawać, że będzie nam niezmiernie miło, jeśli ktoś z Was dołączy do naszej małej Gorzelni po godzinach ;-)

750 ml spirytusu
500 ml wody
100 g kakao
4 migdały
50 g mielonej kawy
750 g cukru
1/2 laski wanilii
Do drobno posiekanej wanilii i migdałów dodać kakao, kawę i spirytus. Włożyć do naczynia, zamknąć i pozostawić na tydzień, codziennie wstrząsając naczyniem. Cdn..
:-)